  
wypowiedzi: 200
wątków: 12 |
Odcinek V - Wioska
08.02.2009 (Nd) 13.08 (5926 dni temu)
Sam widok wioski nie przedstawiał się zbyt ciekawie, była to przeciętnych rozmiarów osada wciśnięta między las z jednej, a niewielkie poletka, na których Indianie uprawiali z marnym skutkiem bawełnę i inne bliżej nieokreślone rośliny, z drugiej. Ludzie ją zamieszkujący również wyglądali i zachowywali się tak, jak można się było tego spodziewać. Niezwykłe jednak było to, że wśród nie tolerujących obcych Cherokee kręciła się grupka białych mężczyzn, których ubiór świadczył o tym, że na pewno nie byli to okoliczni mieszkańcy. Nie zdążyłem jeszcze dotrzeć do granic osady, gdy dogonili mnie wysłannicy wodza, który nawet domyślał się, po co przybyłem. - Wódz Leżąca Wrona śle ci pozdrowienia, przybyszu – zaczął jeden z wysłanników. Choć mówił po angielsku, bym mógł go zrozumieć i omijał używane przez Indian wyzwiska pod adresem białych, to w jego tonie można było usłyszeć satysfakcję i poczucie wyższości. – Domyśla się, po co przybyłeś, dlatego wysłał nas, byśmy cię do niego doprowadzili. Jedź za nami, a nic ci nie będzie groziło, bo wiedz, że szanujemy gości - zakończył i nie czekając na odpowiedź odjechał wraz ze swymi towarzyszami. Podążyłem za nimi, a po chwili znaleźliśmy się w wiosce. Chata wodza stała przy głównym placu, jeśli tak można było nazwać kawałek udeptanej ziemi, w której zapadały się kopyta koni, bo kilka dni wcześniej nad okolicą przeszły intensywne deszcze. Wokół stało kilkanaście bardzo podobnych do siebie domków, dookoła których krzątali się ich mieszkańcy. Spoglądali ukradkiem na mnie, dlatego jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że zupełnie nie zwracają uwagi na wspomnianą grupkę białych. Gdy tylko weszliśmy do chaty wodza, chciałem go o to zapytać, ale nie pomyślałem o tym, że on przecież nie zna angielskiego. W jego imieniu rozmowę prowadził inny Indianin: - Domyślaliśmy się, że przybędziesz. Zawsze tak robicie, gdy się wam cos „zabierze” – ten, w przeciwności do członka mojej „eskorty”, nie był dyplomatą. Nie starał się nawet powstrzymywać emocji, co było nawet zrozumiałe, bo to Indianie byli w lepszej sytuacji ode mnie. – Twoja żona jest u nas i nic jej nie grozi, przynajmniej dopóki będziesz z nami współpracował – dodał, po czym dorzucił jeszcze kilka epitetów odnośnie mojej osoby, których nawet nie chcę pamiętać. - Kiedy mogę się z nią zobaczyć? – zapytałem, choć wiedziałem, że chce jeszcze coś powiedzieć. Bardzo go to zdenerwowało, ale odwrócił się do wodza, z którym dłuższa chwilę rozmawiał w swoim języku. W tym momencie do chaty weszli wspomniani biali mężczyźni. - To nasi dobroczyńcy, panie Colorado. Oni, w przeciwności do pana, nie chcą za wszelka cenę zagarnąć naszej ziemi. Chciałem zapytać go, jaki interes mają ci ludzie w pomaganiu Indianom, ale powstrzymałem się, wiedząc, że to może odbić się na mojej żonie. Biali widząc, że w chacie nie dzieje się nic ciekawego, opuścili ją. Został tylko jeden z nich. Zauważył, że mu się przyglądam, więc powiedział: - Nazywam się John Smith. Reprezentuję tą wspólnotę plemienną. Posiadam pełnomocnictwa wodza, a także dyplom ukończenia wydziału prawa Uniwersytetu w Bostonie. Proszę się nie przedstawiać. Znam dokładnie pana i pańską rodzinę – dodał widząc, że chcę cos powiedzieć. - Domyśliłem się, ktoś nas musiał śledzić. Liczę na to, ze będzie pan rozsądniejszy od pańskich – zawahałem się – „mocodawców”… Liczę na spotkanie z żoną i wyjaśnienia, kto przysłał pana do właśnie tych Indian i dlaczego porwaliście właśnie moją żonę – skończyłem czując, że jeszcze chwila, a nie zdołam zahamować gniewu. Na szczęście, albo nieszczęście, dobiegł nas odgłos kopyt, który przerwał rozmowę.
Kto przybył do wioski Indian, kiedy przebywał w niej Joe? 1. Oddział żołnierzy Stanów Zjednoczonych. 2. Grupa Indian z innego plemienia. 3. Okoliczni mieszkańcy. |
  
wypowiedzi: 200
wątków: 12
|
Odcinek VI
14.02.2009 (So) 16.13 (5920 dni temu)
Wyjątkowo późno, ale jednak, kolejna część jest już gotowa. Dowiecie się z niej po co przybyło wojsko, choć pojawią się kolejne pytania dotyczące armii.
Na koniec krótki fragmencik: Po chwili, zza zasłony lasu, wyłoniła się grupa żołnierzy. Obserwując ich zachowanie, widać było, jakie mają zamiary względem wioski. |