  
wypowiedzi: 200
wątków: 12 |
Odcinek II - Bar
18.01.2009 (Nd) 13.05 (5947 dni temu)
- List – odpowiedział Frank. - List od Leżącej Wrony, a właściwie od jego kompanów, bo ten Cherokee, jest raczej niepiśmienny. Mają wprawdzie te swoje Mówiące Liście, wiesz, to ten język, który wymyślił ich współplemieniec, Sekwoja, czy jak mu tam, i podobno nawet drukują gazetę (ciekawe na czym) w tym języku, ale nikt jej nie rozumie. Oprócz ich samych, oczywiście – dodał, po czym popatrzył na mnie i zapytał. – Dlaczego nic nie mówisz? - Bo nie dałeś mi dojść do słowa! – wyrzuciłem z siebie. Frank potrafił powiedzieć bardzo dużo na każdy temat, bo jako jeden z nielicznych w mieście miał możliwość codziennego czytania świeżej prasy, dlatego każda wizyta u niego kończyła się bólem głowy z nadmiaru informacji. – Daj mi już ten list – powiedziałem chcąc załagodzić sytuację, ale mój przyjaciel nie lubił, gdy zarzucało mu się gadatliwość. „Kiedyś mu przejdzie” – pomyślałem odbierając kawałek papieru z jego rąk. List był złożony tak, że nie było widać co jest wewnątrz, ale nawet na drugą stronę przebijały liczne plamy słabej jakości atramentu. Sam papier, jeżeli tak można było nazwać to „coś”, również był marny. Cały pobrużdżony i w wielu miejscach przebarwiony, wiele mówił o warunkach jego przechowywania. Już miałem otworzyć zawiniątko, gdy w całym mieście rozległ się dźwięk dzwonów. Jak można było się domyślić, wybiło (dosłownie) południe. Niestety Charlotte cierpiało na nadmiar dzwonnic, bo każdy z zarządzających miejscowymi kościołami, cerkwiami, czy zborami chciał pokazać, jak to jego wierni są ofiarni. Przez to codziennie, przez kilkadziesiąt sekund, mieszkańcy przeżywali istne piekło, pomimo bliskości licznych świątyń. Przyjezdni, by uciec przed hałasem, zazwyczaj chowali się w sklepach, ale miejscowi szybko kierowali się do baru Mary. Był on położony na uboczu, więc tylko dobrze znający drogę trafiali do niego, ale trudy wynagradzane były znakomitąa obsługą (w osobie właścicielki) i jeszcze lepszymi trunkami, jakie tam serwowano, dlatego też udałem się tam jak najszybciej. Wewnątrz, bar był bliżej nieokreślonego kształtu pomieszczeniem, w którym po lewej (jak w większości barów Dzikiego Zachodu), patrząc od wejścia stała długa, drewniana lada, za którą serwowano napoje. Siedział przy niej, jak zawsze, George Collins, o którym już pisałem, a tuż obok niego krzątała się Mary – właścicielka tego przybytku. Po wejściu do lokalu, otoczył mnie wielki zgiełk, który jednak był niczym w porównaniu z dźwiękiem dzwonów na zewnątrz. Wybawił jednak mnie z nudnego zwyczaju witania się z każdym znajomym, których była cała masa, ponieważ nikt nie zwrócił uwagi na krótki szczęk drzwi. Po krótkim spojrzeniu na salę, skierowałem się do baru. - Witaj Mary! – powiedziałem. W końcu kobiecie, której chce użerać się z bandą nie do końca trzeźwych mężczyzn należy się szacunek. Zasalutowałem pułkownikowi, który był w trakcie opowiadania swojej historyjki po raz kolejny, po czym kontynuowałem. – Co tam u ciebie? Podobno kręcą się tu ostatnio jakieś podejrzane typy – nawiasem mówiąc zazwyczaj kręciły się tutaj podejrzane typy, ale to był wygodny temat do rozpoczęcia rozmowy. - Nie kpij – skwitowała moja uwagę Mary. – Mów lepiej, jak tam u ciebie? Żona nie trzyma „pod pantoflem”? - Ha… Ha… Ha… - uciąłem, skoro ona mogła, to dlaczego nie ja? – Wracam właśnie z poczty, dostałem list, ale nie to jest niezwykłe. List jest od Leżącej Wrony. Wiesz coś o nim? - O nim samym niewiele. Wiesz przecież, że Cherokee nie utrzymują z nami żadnych kontaktów, wiec twój list jest co najmniej podejrzany. Podobno przyplątali się do nich ostatnio biznesmeni z Waszyngtonu, którzy zbili majątek na spekulacji gruntami. Pewnie chcą od Indian kupić ziemię, a potem Ci znowu będą narzekać, że biali wszystko im zabierają – barmanka (albo raczej „barwoman” ) zrobiła krótką przerwę, po czym dodała. – A właściwie, to co napisali? - Jeszcze go nie czytałem, poczekaj chwilę… - odpowiedziałem i zacząłem czytać wiadomość.
Czego dotyczył list Indian do Joe’ego? 1. Chęci kupna jego ziemi. 2. Chęci wymiany krów i nawiązania kontaktów. 3. Ultimatum postawionemu farmerowi. |